Gdy Steve nie był jeszcze Kapitanem Ameryką, tylko małym, chuderlawym
dzieciakiem z Brooklynu, rozumiał Bucky'ego bez słów i nie musiał go nigdy o
nic pytać. Wystarczyło, żeby spojrzał i już wiedział, jak jego przyjaciel się
czuje; gdy zajrzał mu w oczy, czytał z nich jak z otwartej księgi, odgadując o
czym Bucky myśli. Czasem wydawało mu się, że rozmawiają ze sobą, bo lubią się
poprzekomarzać, przezywać nawzajem, wytknąć sobie głupotę, no i po prostu
usłyszeć swój głos.
Gdy udało mu się odbić Bucky'ego zza frontu, chciał zadać z dziesiątki
pytań. A wszystkie wyparowały, gdy jego przyjaciel spojrzał na niego tymi
zielonymi oczami, które idealnie odbijały jego myśli. Kilka sekund i Steve już
wszystko wiedział.
Gdy Steve po raz pierwszy ujrzał Bucky'ego, jako Zimowego Żołnierza, chciał
zapytać go o setki rzeczy, ale nie mógł, sytuacja na to nie pozwoliła. I mimo,
że w jego głowie kłębiło się od pytań „jak?", „dlaczego?",
„kto?", to mógł tylko blokować ataki, próbując wyczytać odpowiedzi z
zupełnie pustych, zimnych oczu. Bez skutku. Choć nie zdał sobie z tego
od razu sprawy, zbiło go to z tropu, kompletnie zacierając zdrowy osąd i
trzeźwe myślenie. Skupił się na chaotycznej próbie znalezienia jakiegokolwiek
strzępu nici porozumienia, która zawsze ich łączyła. Bez skutku.
Gdy Bucky wrócił do poczytalności, Steve chciał go zapytać o tysiąc rzeczy,
ale panicznie bał się odpowiedzi. Szykował się do tego, wiele razy próbując
zacząć temat, na końcu zawsze tchórząc. Nie umiał się zdecydować czy bardziej
przeraża go to co usłyszy, czy to, jak zareaguje Bucky. Chciał zadąć serię
pytań i gdy układał w głowie listę, każde wydawało mu się bardzo bolesne dla
jego przyjaciela, starał się więc wymyślić coś lżejszego. Nie banalnego, nie
mógł go przecież zapytać o żadną z przyziemnych rzeczy, bo jaką z takowych
mógłby się zajmować Winter Soldier? Tylko Steve dostał tę cudowną możliwość,
żeby po przebudzeniu się, zacząć nadrabiać wszystko co zostało stworzone na
świecie przez te siedemdziesiąt lat. To on mógł zrobić sobie listę z rzeczami,
które chciał odwiedzić, obejrzeć, spróbować. Bucky mógł co najwyżej zapisywać
kolejne osoby, które poniosły śmierć z jego ręki. Steve chciał zapytać o Hydrę,
o szkolenie, o to czy pamiętał cokolwiek zarówno sprzed, jak i z samego bycia
Winter Soldierem. Potrzebował też wiedzieć co mu się śni po nocach, kiedy to
zrywał się z wrzaskiem, szukając po omacku broni, a potem kuląc się na łóżku,
powolnymi ruchami drapiąc czerwoną gwiazdę na jego ramieniu, rozcinając sobie
przy tym palce. Steve chciał wiedzieć, bo miał lichą nadzieję, że może wtedy
jakoś mu pomoże. Jednak żadne z powyższych pytań nie przechodziło mu przez
gardło i dlatego też zaczął od czegoś, co było jego własną traumą.
Gdy nadarzyła się okazja, Steve zapytał go czy pamiętał swój upadek.
Bucky zmarszczył czoło, próbując odkopać wspomnienie spod setek
elektrowstrząsów, które porozrzucały migawki pozostałości jego dawnego życia w
każdy zakamarek jego umysłu, przysypując gruzem zapomnienia. Trwało to o wiele
krócej niż Steve się spodziewał, a sam Bucky odpowiedział całkiem spokojnie,
patrząc mu w oczy, w których powoli pojawiała się iskierka życia.
Gdy Bucky dał mu odpowiedź na jego pierwsze pytanie, Steve obiecał sobie,
że już nigdy więcej nie będzie go pytał o Winter Soldiera, wiedząc też, że
zwyczajnie nie starczy mu odwagi. Ponieważ kiedy Bucky mu odpowiedział, Steve
zapłakał, zdecydowanie bardziej niż wtedy, gdy go stracił, nie mówiąc już o
tym, kiedy pierwszy raz go pobili. Nigdy już nie próbował pytać, nie po tym,
jak po słowach „Boże, dziękuję, że to ja, a nie on.", został
rozbity na małe kawałeczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz