Śliwki.
Pierwszym co zwróciło jego uwagę, po tym jak się ocknął było skrzypienie śniegu. Od razu spróbował się zerwać do siadu, ale był związany. W ułamku sekund ogarnęła go panika, coś czego nie odczuwał od wielu lat, program Zimowego Żołnierza na to po prostu nie pozwalał. Wziął kilka głębokich wdechów i spróbował ogarnąć sytuacje. Znajdował się w ciągłym ruchu, nad sobą widział zamazane kształty gałęzi drzew i lekki prześwit nieba – zmierzchało. Cały czas czuł się osłabiony, ale, co dziwne nie był zmarznięty. Podjął próbę, żeby unieść głowę i dopiero wtedy zobaczył, że jest owinięty czymś w rodzaju śpiwora, który został przypięty do tego na czym leżał. Nie był przywiązany, a zabezpieczony przed możliwością spadnięcia. Zaczął szukać wzrokiem Steve'a, ale nie mógł nigdzie dostrzec chłopca. Po kilku chwilach miał już całkiem dobry obraz sytuacji, jechał na jakiś sankach, nie widział co prawda kto go ciągnie, przez ilość ubrań, które ten ktoś miał na sobie i zagłuszony sunięciem sanek chód, nie był w stanie ocenić czy to mężczyzna czy kobieta. Chciał coś powiedzieć, może nawet zawołać tę osobę, ale chwilę później znowu odpłynął w zachęcająco otwarte ramiona niebytu.
***
Ostrze noża było wycelowane w jej kręgi szyjne, wystarczyło jedno, pewne pchnięcie – przerwany rdzeń kręgowy, natychmiastowa śmierć.
- Czyli chcesz wrócić do domu, tak? Do przyjaciół?
Zamarł, ale nie opuścił ostrza. Jakby bez jego woli, a przynajmniej wbrew odruchom Zimowego Żołnierza z jego ust wydobył się szept.
- Nie wiem.
Opuścił ostrze i cofnął się pod ścianę. Obudził się kwadrans temu i z tego co zdążył pojąć, to znalazła go tutejsza staruszka, zaciągnęła do domu, żeby ułożyć go na materacu pod stosem koców. Gdy się obudził i o mało co jej nie zabił, bardziej ze strachu niż z powodu złego przeczucia, ta zaciągnęła go z uśmiechem do kuchni i kazała poczekać na jedzenie. Zaczynał się poważnie zastanawiać czy kobieta jest aby na pewno stabilna psychicznie, ale przerwała mu sama staruszka, która odwróciła się do niego z zatroskanym uśmiechem, w dłoniach trzymała miskę parującej zupy. Postawiła ją na stole i gestem poprosiła Bucky'ego, żeby się do niej zbliżył. Zimowy Żołnierz bardzo powoli, wciąż obserwując kobietę podszedł do jedzenia, które automatycznie powąchał. Ku jego zaskoczeniu wydało mu się normalne. Ostrożnie włożył do ust pierwszą łyżkę i w oka mgnieniu pochłonął całą zawartość miski. Staruszka zaśmiała się, był to bardzo sympatyczny śmiech, a następnie nałożyła mu dokładkę. I kolejną. I jeszcze dwie. Podczas gdy Zimowy Żołnierz jadł ona zajęła się myciem czegoś w zlewie. Mówiła do niego cichym spokojnym głosem. Bucky nie skupił się nawet na słowach, po prostu chłonął ton, tak inny od tego, którym zwykli mówić do niego w HYDRze. Gdy staruszka skończyła myć, jak się okazało były to owoce, podała mu miskę pełną śliwek. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, ale przyjął naczynie.
- Śliwki poprawiają pamięć i koncentrację – powiedziała uśmiechając się do niego serdecznie – Choć myślę, że będziesz musiał zjeść więcej niż te tutaj, żeby przypomnieć sobie to wszystko o czym zapomniałeś.
Zimowy Żołnierz podziękował kobiecie skinieniem głowy i zaczął pałaszować owoce, stwierdzając, że to najcudowniejsza rzecz jaką w życiu jadł.
Staruszka zniknęła z pola widzenia, a on, kompletnie pochłonięty przez zajadanie się śliwkami zauważył to dopiero po kilku chwilach. Przerażony podniósł się bezszelestnie z krzesła i ruszył do salonu kobiety, ale ta oglądała jakiś teleturniej, w dłoniach wykręconych artretyzmem błyskały druty, którymi staruszka dziergała sweter. Tuż obok niej siedział Stevie rysując coś zaciekle w swoim szkicowniku. Gdy Buck wszedł do salonu z miską śliwek, chłopak podniósł głowę i spojrzał na niego z uśmiechem.
Jest cudowna, prawda?
Dopiero teraz zauważył, że w porównaniu do staruszki jest jakby o wiele mniej materialny, lekko przezroczysty. Zimowy Żołnierz może i spróbowałby zakwestionować swoją poczytalność, ale czy miałoby to jakikolwiek sens? Jak można być normalnym po prawie siedemdziesięciu latach prania mózgu elektrowstrząsami? Usiadł na fotelu, staruszka spojrzała na niego znad swetra i posłała mu lekki uśmiech.
- Dlaczego mi pani pomogła? – zapytał, bo naprawdę był tym zaintrygowany. Kobieta odłożyła robótkę ręczną na bok i przyjrzała się mu dokładniej.
- Nie zostawia się ludzi w lesie, żeby zamarzli i zostali pożarci przez wilki, mój drogi.
Dopiero teraz zauważył, że wciąż rozmawiali po rosyjsku, a był pewien, że wciąż znajdował się w Rumunii, więc płynnie przeszedł na ten dialekt. Znał ten język bardzo dobrze, był to pewien wymóg dla każdego z Zimowych Żołnierzy.
- I co teraz?
- Co masz na myśli?
- Zadzwoni pani na policję? Zgłosi moje pojawienie się?
Kobieta pokręciła głową.
- Dam ci ubrania mojego syna i trochę jedzenia, a potem cię wypuszczę – wzruszyła ramionami, po chwili poprawiła zsuwające się z nosa okulary. Bucky siedział próbując znaleźć haczyk – Ale miałabym jedną prośbę.
- Tak?
- Mógłbyś naprawić mi drzwiczki od szafki w kuchni? Mój syn miał to zrobić już rok temu, ale ciągle o tym zapomina.
***
Kiedy opuścił staruszkę miał na sobie nowe, nie rzucające się w oczy, tak jak jego kombinezon Zimowego Żołnierza, ubrania. Jego plecak był wypełniony po brzegi, między innymi jedzeniem i zapasowymi częściami garderoby, dostał nawet sweter w paskudnym buraczkowym kolorze, ale był pewien, że od dziś będzie to jego ulubione ubranie.
Masz nowe ulubione rzeczy Buck.
Mężczyzna skinął głową, bo Stevie miał rację. Zaczynało do niego dochodzić, że nie jest już ani Jamesem Barnesem, ani Zimowym Żołnierzem, tylko wypadkową, kimś pomiędzy tymi dwoma osobami. Wiedział też, że żeby poznać lepiej dzisiejszego siebie powinien znać dobrze pozostałych dwóch. Dlatego też główną zawartością jego plecaka były zeszyty i notatniki, które dostał od staruszki. Gdy tylko coś sobie przypomniał zatrzymywał się, żeby to sobie zapisać. Nieważne czy wspomnienie pochodziło od Jamesa, Zimowego Żołnierza, czy było dobre, czy złe. Wędrował, a jego plecak wypełniał się zbiorami jego poszatkowanych wspomnień. Zapisywał wszystko co tylko był w stanie sobie przypomnieć. Starał się układać te odłamki chronologicznie, ale wychodziła mu z nich mozaika potłuczonych wspomnień. Przypominało to trochę Alzheimera, a Buck zapisywał wszystko, panicznie bojąc się utracić znowu wspomnienia. Był cały czas gotowy, że gdyby cokolwiek się stało mógłby uciec mając ze sobą tylko ten plecak. Te notatki była dla niego bardzo ważne, jeśli nie najważniejsze, mimo tego, że nie wszystko co zawierały było dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz